Pan Wawrzynkiewicz, prywatny
nauczyciel, korepetytor Michasia, z niepokojem obserwował chłopca, który uczył
się całymi dniami, a i nocą często wstawał, by powtarzać zadane lekcje. Ta
praca ponad siły z tygodnia na tydzień rujnowała zdrowie Michasia, brakowało mu
czasu na spacery, ćwiczenia fizyczne. Gimnazjalista nie był uczniem mało
zdolnym, po prostu przeciętnym. To szkoła wymagała od niego nazbyt wiele.
Zarazem chłopiec nie chciał zawieść oczekiwań matki, która bardzo go kochała,
wiele od niego oczekiwała, wiązała z nim wszystkie
swoje nadzieje na przyszłość. Była wdową, mieszkała na wsi, gdzie zajmowała
się resztkami upadającego majątku ziemskiego.
Michaś bardzo mocno przeżywał każde
szkolne niepowodzenia, mobilizowały go one do jeszcze intensywniejszej pracy,
marzył, że kiedyś pokaż matce świadectwo z samymi celującymi ocenami. Główną
przyczyną problemów chłopca była niewystarczająca znajomość języka
niemieckiego, zły akcent, a także przywiązanie do polskości. To ostatnie stało
się w końcu przyczyną wyrzucenia dziecka ze szkoły – Michaś nigdy nie
akceptował drwin nauczycieli polskiego
zacofania, języka, historii. Został usunięty ze szkoły jako nie dający widoków, by mógł w przyszłości słuchać z korzyścią
wykładów, a zabierający na próżno miejsce innym.
Usunięcie ze szkoły było dla
Michasia ostatecznym ciosem. Poczuł się źle, dostał bardzo wysokiej gorączki,
majaczył. Sprowadzony przez Wawrzynkiewicza lekarz stwierdził zapalenie mózgu.
Niezwłocznie do Poznania przyjechała telegraficznie wezwana matka chłopca,
przez kilka dni nie odchodziła od łóżka nieprzytomnego dziecka. Mimo troskliwej
opieki Michaś umarł. Ubrawszy go w nowy szkolny mundurek, położono w trumnie
ustawionej w pokoju na katafalku. Po śmierci chłopiec miał twarz pogodną, jak
nigdy wcześniej, o czym mogli przekonać się koledzy z klasy, którzy
przychodzili zobaczyć go po raz ostatni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz